wszystkim, co między nimi było?
Teraz, kiedy zaznał prawdziwego uczucia, ta imitacja miłości brzydziła go. Och, Boże, co będzie, gdy Becky się dowie, że był najbardziej osławionym utrzymankiem w całym Londynie i że wiedzą o tym wszyscy prócz niej? Gotowa nim wtedy wzgardzić. - Słyszałam najokropniejsze plotki na twój temat, że na przykład chcesz wstąpić do klasztoru. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale ludzie tak mówią! Żadna z moich znajomych nie widuje cię od tygodni, a przecież wiem, że rzadko zadajesz się z ladacznicami. Co tu się święci? Alec wymownie spojrzał na zegar. - Moja droga, za dziesięć minut mam spotkanie z regentem. Przykro mi, ale muszę już iść. - Nie pójdziesz, póki mi nie powiesz, o co tu chodzi! Może kogoś innego byłbyś w stanie okpić, ale ja cię za dobrze znam. - Nie znasz mnie wcale. I nigdy nie znałaś. - Czyżbyś sobie wziął kochankę? Cierpliwość Aleca była na wyczerpaniu. - Nie twoja sprawa! - Mój drogi, zgadywanie, kto z kim sypia, to przecież niemal sport narodowy. A ty jesteś doprawdy czempionem... - Milcz! - Ach, tu cię mamy - wycedziła. - A już się obawiałam, że to może... rezultat wyczerpania. Zawsze lubiła się z nim złośliwie drażnić. Zwłaszcza kiedy był w sytuacji bez wyjścia. A im dłużej go dręczyła, tym bardziej ją to podniecało. - Coś mi tu dziwnie pachnie. - Podeszła do niego i pociągnęła nosem. - No, z kim teraz sypiasz, ty niegrzeczny chłopczyku? Cofnął się przed nią i resztki jego opanowania prysły. - Wynoś się stąd, do diaska! Nie chcę cię więcej znać! - Co, u licha, w ciebie wstąpiło? - Eva wsparła obciągniętą rękawiczką dłoń na biodrze. - Ja - rozległ się od strony drzwi chłodny, spokojny głos Becky. O Boże, nie, pomyślał. Tylko nie to! Było za późno. Zwiesił bezradnie głowę. 11 Becky, wciąż jeszcze zarumieniona, stanęła w drzwiach z trepkami kuchennymi w ręku. Gdy szła do swojego pokoju, żeby się jakoś ogarnąć po kuchennych i miłosnych zmaganiach, usłyszała przenikliwy kobiecy śmiech i zamarła, drżąc na całym ciele. Dziewczyna, która zamierza poślubić największego londyńskiego hulakę, powinna być wprawdzie gotowa na wiele, ale... To nie był nikt z jego przyjaciół. W takim razie kto? Lepiej niech sam to wyjaśni! Ale to, co zobaczyła, nie nastroiło jej najlepiej. Kobieta, która przyszła do Aleca z wizytą, okazała się smukłą brunetką w żółtym stroju. Becky wkroczyła do salonu właśnie wtedy, gdy tamta niemalże rzuciła się mu na szyję, choć starał się, jak mógł, uwolnić od niej. Była starsza od Becky, a wysadzane brylantami bransoletki na długich, żółtych rękawiczkach, świadczyły o tym, że nie brakuje jej pieniędzy. Krótka, szykowna fryzura podkreślała wytworne rysy. Kosmetyki nie mogły jednak zatuszować śladów rozwiązłego życia. Ufryzowana głowa nieznajomej zwróciła się raptownie ku drzwiom. Becky dojrzała w ciemnych, przymrużonych oczach wrogość. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, poczuła, że jeżą jej się włosy na karku. - Nie przedstawi mnie pan naszemu gościowi? - spytała tonem, który mógł uchodzić za uprzejmy, zadzierając jednocześnie podbródek. Nieznajoma uśmiechnęła się nieszczerze. - Och, ty niedobry chłopcze - złajała Aleca, siląc się na sztuczny uśmiech. - A więc dlatego wolałeś siedzieć w domu! Teraz już wiem, dlaczego chciałeś się mnie stąd pozbyć! - Zlustrowała Becky spojrzeniem i skinęła na nią. - Chodź tutaj, moja panno, niech ci się przyjrzę. - Zostaw ją w spokoju! - syknął Alec. Becky bynajmniej nieonieśmielona, posłała Evie