Czuję przypływ adrenaliny, gdy wracam do samochodu. Jadę na stację benzynową,
znikam w toalecie, przebieram się. Przeglądam się w popękanym lusterku, poprawiam fryzurę, pudruję policzki, by ukryć rumieniec. Płacę za benzynę gotówką, wsiadam do samochodu i wracam do pracy. Po raz pierwszy od lat marzy mi się papieros, tak dla uspokojenia nerwów, ale ignoruję to pragnienie. Najchętniej zajrzałabym do motelu, by się upewnić, że durny dzieciak przekaże przesyłkę, ale biorę się w garść. Nie ma sensu ryzykować bez powodu. Żałuję jednak, że nie zobaczę miny Bentza, gdy otworzy kopertę. Widok jego miny byłby bezcenny. Rozdział 35 Bentz był na autostradzie, gdy zadzwonił telefon. Wyświetlacz pokazał nazwę i numer motelu SoCal Inn. – Bentz. – Cześć, tu Rebecca z SoCal. Mieliśmy dzwonić, gdyby wydarzyło się coś dziwnego. Bentz zacisnął dłoń na kierownicy. – Tak. – Znaleźliśmy kopertę zaadresowaną do ciebie. – Kopertę? – powtórzył. – No, tak. Myślałam, że może ci wypadła, kiedy wychodziłeś. – Nie. – Pomyślał o ostatniej kopercie, którą otrzymał – zawierała zdjęcia Jennifer i pomazany akt zgonu. Ani przez chwilę nie wątpił, że ta pochodzi od tego samego nadawcy. – Dobrze, zaraz tam będę. Nie otwieraj jej. Będę za dziesięć minut, najdalej za kwadrans. – Szukał zjazdu, zmieniał pasy, zwolnił dopiero na czerwonym świetle poza autostradą. Kolejne zdjęcia? Dokumenty? O Boże... Niech dotyczą Jennifer, nie O1ivii. Burczało mu w brzuch. Nerwowo bębnił palcami o kierownicę. Co teraz? Do cholery, co ma teraz robić? Światło zmieniło się na zielone. Skręcił w lewo, przemknął pod wiaduktem, zawrócił na południe. Światła ruchu mu sprzyjały. Nacisnął gaz do dechy. Wiedział doskonale, że nie upuścił żadnej koperty, wychodząc przez recepcję. Zatem ktoś ją tam dla niego zostawił. Tym razem bez pośrednictwa poczty. Skurczybyk. Psychopata, który pociąga za wszystkie sznurki w tej rozgrywce, poczyna sobie coraz śmielej. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że tym razem paczuszka zawiera coś, co ma związek z Olivią. Żądanie okupu? Czy coś gorszego? Było mu słabo, z trudem koncentrował się na drodze do Culver City. Czas jakby stanął w miejscu, strach wypalał mu dziurę w żołądku, ale dziesięć minut po rozmowie telefonicznej wjechał na znajomy, popękany parking, zgasił silnik i pobiegł do recepcji. Rebecca czekała. Koperta leżała na kontuarze, zaadresowana tym samym pismem, co poprzednia ze zdjęciami Jennifer i aktem zgonu. – Znalazłam ją na progu. Nie było mnie, sprawdzałam zacinający się zamek w jednym z pokoi, Tony został tutaj. Nie wie, kto to podrzucił. Bentz uważnie oglądał cienką kopertę. Rebecca podała mu nóż do papieru. Ostrożnie rozciął bok. Rebecca patrzyła ciekawie, jak wyjmuje ze środka pojedynczy arkusik papieru. – O Boże – szepnęła i zakryła usta dłonią gdy na kontuar wypadło zdjęcie O1ivii. Pod Bentzem ugięły się kolana. Zobaczył O1ivię, piękną O1ivię, która z przerażeniem w oczach patrzy prosto w obiektyw. Blada jak ściana, stała za kratami, jak w więzieniu na Dzikim Zachodzie. Miała splątane włosy, przekrwione oczy, podrażnioną skórę wokół ust – zapewne pamiątka po kneblu. Zniknęła z niej cała wola życia, cały ogień. Była śmiertelnie przerażona. – Cholera! – Zacisnął zęby. Kiedy dopadnie tego psychola, rozerwie go na strzępy. Ale ona żyje, pomyślał. To już coś! Z duszą na ramieniu potrząsnął kopertą, spodziewając się, że będzie w niej jeszcze liścik, ale nie. Tylko koszmarne zdjęcie.