kochałam. I brakowało mi tu ciebie. - Dolna warga Eugenii
zadr¿ała niebezpiecznie, wiec szybko zacisneła usta. Nick patrzył na nia zaskoczony. Bez makija¿u, z twarza, na której dostrzegł teraz wiecej zmarszczek ni¿ przedtem, w czerwono-czarnym japonskim szlafroku przewiazanym paskiem, wydała mu sie po raz pierwszy w jego trzydziestodziewiecioletnim ¿yciu krucha. Szczera. Jakby jej naprawde zale¿ało. Jednak trudno mu było w to uwierzyc. - Nie zostane długo. - Wiem. Jak zawsze. - Westchneła. - Przypuszczam, ¿e ju¿ cie utraciłam. Gdybym mogła cofnac czas, gdybym wtedy wiedziała to, co wiem dzisiaj... och, Bo¿e. - Usmiechneła sie z wysiłkiem, chcac ukryc rozpacz, która zamgliła nagle jej spojrzenie, ale usta jej dr¿ały. Nick czuł sie fatalnie. - Có¿, robimy, co w naszej mocy, prawda? Ale... - Zawahała sie, okrecajac koniec paska wokół palca. - Wydaje mi sie, ¿e dzieja sie tu rzeczy, których... których nie rozumiem. Alexander jest taki... nieobecny, a Marla... och, problemy z ta dziewczyna... - Eugenia zagryzła wargi, jakby sie nad czyms 259 zastanawiała. - Pewnie wszystkie mał¿enstwa prze¿ywaja jakies kryzysy. Raz jest lepiej, raz gorzej. Wiem o tym z własnego doswiadczenia. Twój ojciec... twój ojciec... có¿, kochałam go. Chyba du¿o bardziej ni¿ powinnam. - Przez chwile wydawała sie zatopiona w swoich wspomnieniach, potem podniosła wzrok i spojrzała na Nicka. - Pod wieloma wzgledami jestes do niego bardzo podobny, Nicholas. Zadufany w sobie. Inteligentny. Ale te¿ bardzo sie od niego ró¿nisz. - Wzruszyła ramionami. - Chciałam ci tylko podziekowac za to, ¿e wróciłes. - Zostane tak długo, póki nie skoncze swojej roboty. Potem wyje¿d¿am - przypomniał matce. Usmiechneła sie, jakby znała go lepiej ni¿ on sam. - Zobaczymy - stwierdziła, ruszajac do windy. - Mam swoje ¿ycie. W Oregonie. - Naprawde? - spytała z niedowierzaniem unoszac brwi, po czym wsiadła do windy. - Tak - mruknał, przypominajac sobie o zapasach alkoholu, które Alex zgromadził dwa pietra ni¿ej. Doszedł bowiem do wniosku, ¿e zasłu¿ył na drinka. Zadzwonił jeszcze do Olego, ¿eby sprawdzic, czy z Twardzielem wszystko w porzadku, a nastepnie, porównujac w myslach proste, przyjemne ¿ycie, jakie wiódł w Devil's Cove, z chaosem i problemami San Francisco, ruszył schodami na dół. Tak sie szczesliwie zło¿yło, ¿e Alex zostawił kluczyk do barku w drzwiczkach. Nick znalazł butelke szkockiej i rozejrzał sie za szklanka. Na zewnatrz wył wiatr, tu zas słychac było tylko dobiegajace z holu tykanie starego zegara, szum starych pieców i skrzypienie drewna. Nie to, co w Oregonie, pomyslał, nalewajac sobie whisky. Jego domek był mały, zwarty, kryty dachem, który Nick sam naprawiał, zastawiony u¿ywanymi sprzetami, kupionymi przez ogłoszenia w prasie i strze¿ony przez psa bez jednej łapy, który był te¿ najlepszym