– Wiecie już, kim jest ten mężczyzna? Macie jakieś poszlaki?
Rainie jakby się wahała. – Czy Danny wspominał ci kiedyś o kimś, kto posługuje się pseudonimem No Lava? Sandy przyjrzała jej się z zainteresowaniem. – Oczywiście. NoLava@aol. com. To adres jego nauczycielki. No Lava znaczy Avalon, jeśli czytać wspak. 23 Piątek, 18 maja, 10.05 Parę minut po dziesiątej Rainie i Quincy wsiedli do wozu patrolowego. Luke i Chuckie zajmowali miejsca z przodu, więc Chuckie od razu poczuł się nieswojo, mając za plecami nie tylko szefową, ale i agenta federalnego. Co chwila oglądał się nerwowo przez ramię, jakby myślał, że ktoś go zaraz uszczypnie. Quincy nie mógł się powstrzymać. Przycisnął nos do szyby oddzielającej siedzenia. Żółtodziób znów się odwrócił i aż się wzdrygnął na widok rozpłaszczonej na szkle twarzy. Luke westchnął ciężko. Rainie pokręciła głową. A agent federalny opadł na oparcie fotela, wyraźnie usatysfakcjonowany. – Denerwujesz mojego partnera – poskarżył się Hayes. Siedział pochylony nad kierownicą, omiatając pozornie leniwym spojrzeniem okolicę domu O’Gradych. Czapkę rzucił na siedzenie, bo daszek ograniczał widok. Czubek głowy ledwo wystawał mu ponad tablicę rozdzielczą; niski punkt obserwacyjny rozszerzał pole widzenia. Luke Hayes wypatrywał na osiedlowej ulicy podejrzanych pojazdów, ale od czasu do czasu zerkał też spod zmrużonych powiek na dachy okolicznych domów. Nie na darmo był strzelcem wyborowym. – Coś się dzieje? – zapytała Rainie. – Spokojnie niczym w kościele. – Jak się czujesz? – zwróciła się do Chuckiego. Żółtodziób trzymał na kolanach gumową pałkę i głaskał ją, jakby była ulubionym zwierzątkiem. – W porządku – wymamrotał. Nawet na nią nie spojrzał. Szeroką twarz miał zmizerowaną, włosy niechlujnie potargane. Przez ostatnie trzy dni Rainie całkiem zapomniała o jego istnieniu. Teraz obrzuciła go bacznym spojrzeniem. – Cunningham – przybrała ostrzejszy ton. Chuckie niechętnie podniósł wzrok. Najwyraźniej nie był w dobrej formie. Miał cienie pod oczami, a ręka podrygiwała mu nerwowo. Udział w prawdziwej akcji to nie to samo co zgrywanie bohatera przed miejscowymi dziewczynami. Powinna była pomyśleć o nim wcześniej. – Dobrze się sprawiłeś we wtorek – rzuciła lakonicznie. – Wyważyłem te pieprzone drzwi – bąknął Cunningham. – Wszędzie zostawiłem ślady. Technicy z policji stanowej wrzeszczeli na mnie. A ten cały Sanders powiedział, że jestem beznadziejny. – Sanders to dupek. Kierowałeś się sercem, Chuckie. Reszty nauczysz się z czasem. Chuckie wbił wzrok w swoje kolana. Wciąż wydawał się bardzo zmartwiony. Zgłaszając się do służby, pewnie wyobrażał sobie, że będzie ratował ludziom życie i chronił ich przed złem. Nie przewidział frustrującego doświadczenia, jakim jest przybycie na miejsce zbrodni za późno, kiedy trzeba zmierzyć się z konsekwencjami przestępstwa. Rainie rozumiała go. Wiedziała, że George Walker nienawidził jej między innymi dlatego, że osobiście nie złożyła jemu i żonie wyrazów współczucia. Powinna była odwiedzić ich już pierwszego dnia, ale nie mogła się zmusić. Nie potrafiła usiąść na wytartej sofie i przemawiać do zrozpaczonego ojca i zalanej łzami matki. Po prostu nie potrafiła. Odwróciła się do Luke’a. Wciąż obserwował dom Shepa. Starannie utrzymany, trzy sypialnie i garaż na dwa samochody. Stonowany szary kolor. Białe framugi okien. Jedno skrzydło drzwi do garażu było jaśniejsze. Pewnie to, które Hayes w środę odmalował. Rainie zastanawiała się, czy Shepowi i Sandy ten widok nie przypomina znajdującego się pod farbą napisu.